Zaczęło się w piątek przed Wielkanocą , w Wielki Piątek . Stwierdziłam , że nie mam drugiej serwetki do koszyka , więc wzięłam się do roboty - dzień wcześniej koleżanka zachwyciła się serwetkami mojej mamy i wzięła wszystkie. Zaczęłam robić serwetkę , ale długo mi się z nią schodziło i często prułam - pierwszy raz robiłam serwetkę , choć z szydełkiem jestem raczej zaprzyjaźniona. Odłożyłam więc ją by się nie wściec i zaczęłam robić mniejsza do koszyka córki . w trakcie okazało się , że to nie była serwetka …..Powstało ubranko na jajko.



Pisance się nie przypatrujcie , bo to był mój debiut w decoupagu na styropianowym jajku - nieudany zresztą .
Następnego dnia - w sobotę - niestety już po świeceniu skończyłam serwetkę. Dziś mogę powiedzieć ,ze wpadłam w nałóg - nie mogę się oderwać od szydełka , a w święta jak byłam u rodziców , tęskniłam do niego - w poniedziałek tez nie miałam bardzo czasu i wykorzystałam wolny wieczór , by “zaszyć “ się z robótka na kanapie , jak rodzinka spała , a dziś wyszłam z saloniku prasowego z 7 gazetkami , z czego tylko dwie dotyczyły haftu …
Nawykowo już zaczynam następna serwetkę nie skończywszy pierwszej…Zreszta zobaczcie sami co jeszcze wyszło z tego serwetkowego szału .

Jeszcze nie ukrochmalone i nie uprane - czekam aż będzie hurt . w domu czeka góra prania , prasowania , garów , obiadu nie ma …ale znalazłam czas , by kupić kolorowe niteczki na następne serwetki - w Internecie oczywiście , by nie tracić czasu (;
Pomóżcie mi wyjść z tego nałogu , go zamówione hafty czekają !! …